Nudzi mnie ta rzeczywistośc, także wolę pisać własną
Większość woli na mnie przysnąć, parę mówi bracie pchaj to
Jeszcze nie jest nawet widno, daleko by było jasno no ale Jedno to mogę przysiąc wstawaj lub zarośnie ciebie ten las rąk
Słabo mnie bolą te małe zasięgi
No bo ziom bengery ja piszę od ręki
Ty masz kieszonkowe nie kasę z gangsterki
Się nie chwal za chainik ile dałeś pengi
Się pochwal lepiej jak zrymujesz wersy
Nie będę żałował żadnego z mych wierszy
Przykro mi że krewnym nie podeszły teksty
Może mógłbym być lepszy lecz wcale mi nie wstyd
Tych lat mi nie odda nikt także ja chcę je móc żyć nie na etacie kim innym jest mac a kim innym jest Maciek
Jeśli nie podeszła ci którykolwiek z moich lin pamiętajcie sprawę ważną
To jest rap a nie Irena Santor
Ja z ziomami ujarani w polskim Palo alto
Poszliby na gastro ale juz spłonęło dawno całe saldo
Także razem z bandą uderzamy w miasto
Mamie jak mówię że chcę wyżyć z rapu to widzę w jej oczach to poczucie strachu
Bo Na pół etatu nie chcę życia brachu
Ja chcę życie pełne i szybko do piachu
Po sobie legendę chcę zostawić swiatu
Co pełny kreatur które goni fatum
Co będą nawozić tą samą garść kwiatów
Nie ważne jak różny ich konta był stan tu
Szmata ma smaka na maca
No i się obejdzie smakiem
Na zmartwienia płonie baka
No i martwi tylko brak jej
Nie ma lepszego na trackach
Chociaż o tym malo was wie
Diabła tu przyzdabia Prada
Spytam Się go czego pragnie
W bilansie konta nie brakuje zer mi
Brakuje mi czegokolwiek co przed tym
I to nie dlatego że jestem z biedy
Tylko bo wydałem na muzę i skręty
To co zostało wydałem na blety
Siadam, palę i no i mogę iść kreślić
Nie martwi co było wczoraj
Yesterday grają Beatlesi
Z bloków się wyprowadzilem przed tym nim zdążyłem nasiąknąć
Gdy rodzice spoglądają na wersy, zawsze czuję dyskomfort
Na gaciach chowałem giety kiedy mijał nas kordon
Chciałbym to wszystko móc rzucić w cholerę
I pojechać do Livorno
Wolałbym mieć setki fanów
Aniżeli milion fillowersow
Gdy popatrzysz się na mnie z ekranu
Zajrzyj proszę czasem do mych wersów
Większość woli na mnie przysnąć, parę mówi bracie pchaj to
Jeszcze nie jest nawet widno, daleko by było jasno no ale Jedno to mogę przysiąc wstawaj lub zarośnie ciebie ten las rąk
Słabo mnie bolą te małe zasięgi
No bo ziom bengery ja piszę od ręki
Ty masz kieszonkowe nie kasę z gangsterki
Się nie chwal za chainik ile dałeś pengi
Się pochwal lepiej jak zrymujesz wersy
Nie będę żałował żadnego z mych wierszy
Przykro mi że krewnym nie podeszły teksty
Może mógłbym być lepszy lecz wcale mi nie wstyd
Tych lat mi nie odda nikt także ja chcę je móc żyć nie na etacie kim innym jest mac a kim innym jest Maciek
Jeśli nie podeszła ci którykolwiek z moich lin pamiętajcie sprawę ważną
To jest rap a nie Irena Santor
Ja z ziomami ujarani w polskim Palo alto
Poszliby na gastro ale juz spłonęło dawno całe saldo
Także razem z bandą uderzamy w miasto
Mamie jak mówię że chcę wyżyć z rapu to widzę w jej oczach to poczucie strachu
Bo Na pół etatu nie chcę życia brachu
Ja chcę życie pełne i szybko do piachu
Po sobie legendę chcę zostawić swiatu
Co pełny kreatur które goni fatum
Co będą nawozić tą samą garść kwiatów
Nie ważne jak różny ich konta był stan tu
Szmata ma smaka na maca
No i się obejdzie smakiem
Na zmartwienia płonie baka
No i martwi tylko brak jej
Nie ma lepszego na trackach
Chociaż o tym malo was wie
Diabła tu przyzdabia Prada
Spytam Się go czego pragnie
W bilansie konta nie brakuje zer mi
Brakuje mi czegokolwiek co przed tym
I to nie dlatego że jestem z biedy
Tylko bo wydałem na muzę i skręty
To co zostało wydałem na blety
Siadam, palę i no i mogę iść kreślić
Nie martwi co było wczoraj
Yesterday grają Beatlesi
Z bloków się wyprowadzilem przed tym nim zdążyłem nasiąknąć
Gdy rodzice spoglądają na wersy, zawsze czuję dyskomfort
Na gaciach chowałem giety kiedy mijał nas kordon
Chciałbym to wszystko móc rzucić w cholerę
I pojechać do Livorno
Wolałbym mieć setki fanów
Aniżeli milion fillowersow
Gdy popatrzysz się na mnie z ekranu
Zajrzyj proszę czasem do mych wersów
( Mac Sch )
www.ChordsAZ.com