Wchodzę bo na remontowanie rzeczywistości mam parcie
Jak wiesz kim jestem przez sugestię nie wiesz już tym bardziej
Twój kąt widzenia zero stopni gdy błyszczysz wszechwiedzą
I wierzysz swojemu ego że to trzysta sześćdziesiąt
Ja to prosty żebrak z ludu prymityw z prawem na bakier
Autostopy sępy szlugów jedynki zawsze pod krzakiem
Hazardzista z automatem w głowy tyle
Płacę minutą skupienia by wylosować rozkminę
Samotny wilk pragnienia złączonych serc się zrzekam
Jedyna kobieta mojego życia eureka
I choć mnie zostawiała nie zawsze była mi wierna
Dziś ślubuje mi oddanie i w planach mamy dzieci bezmiar
Z nią chce poznać świat mnożyć jej wybuch
Nie dbając o popieranie wniosków słowami wielkich typów
Mówię bo moje idee widać w oddali
Stąd gdzie każdy już wykupił se monopol na indywidualizm
Ludzie chorzy na bani są w słońcu mokną
Dla poczucia wyjątkowości skazują się na samotność
Niosą krzyż schodząc do klęczków co stacja
A przez łańcuchy poglądów stoją w miejscu w relacjach
Życie to plac zabaw ktoś się pojawia i znika
Zapewnia ze sięgniesz gwiazd gdy podrzuca cie na konikach
Choć na huśtawce nastrojów mój zapał zgnił
Zanim się wyhuśtam skaczę jak najdalej nim opadnę z sił
Życie to loteria a ja czasem czuję w kościach
Że niektórym dusza załatwiła je po znajomościach
Ja trafiłem trzy szóstki mogłem być jednym z piekła królów
Ale miałem kumulacje na dwadzieścia jeden gram bólu
Dalej walczę poddanie się nie jest lekiem
Odklepując mu tym samym pukasz do bram piekieł
Ludzie to kopalnie złota ja to goldminer gdy się zbliżą
Wyciągam największe bryły gdy inni z kamieni szydzą
To źródła inspiracji pięknie w nich pływać móc
Choć dla twojej dumy to na głębokie wody rzut
Pieprzę szczekać na świat w dźwiękoszczelnym kagańcu
Utonąć w basenie szczęścia co uciekło przez palce
Na próżno biec przez tunel w natarciu
W stronę światła aż przepali się żarówka w latarce
Mam głosy w głowie jak Orton czekam aż za mnie gadać skończą
Przez nie myślami czasami łapię z niebytem już łączność
Moja schiza psychoza jak w psychiatrycznych szpitalach
Mnie to nie zaskakuje już a innych z nóg zwala
Znów zadaje se psychodamage w obsesji
Moc ze straconych punktów życia przerabiam na wersy
Strefa depresji która rzeczywistość w myślach chowa
Zapraszam w podróż tam gdzie los mnie deportował
Jak wiesz kim jestem przez sugestię nie wiesz już tym bardziej
Twój kąt widzenia zero stopni gdy błyszczysz wszechwiedzą
I wierzysz swojemu ego że to trzysta sześćdziesiąt
Ja to prosty żebrak z ludu prymityw z prawem na bakier
Autostopy sępy szlugów jedynki zawsze pod krzakiem
Hazardzista z automatem w głowy tyle
Płacę minutą skupienia by wylosować rozkminę
Samotny wilk pragnienia złączonych serc się zrzekam
Jedyna kobieta mojego życia eureka
I choć mnie zostawiała nie zawsze była mi wierna
Dziś ślubuje mi oddanie i w planach mamy dzieci bezmiar
Z nią chce poznać świat mnożyć jej wybuch
Nie dbając o popieranie wniosków słowami wielkich typów
Mówię bo moje idee widać w oddali
Stąd gdzie każdy już wykupił se monopol na indywidualizm
Ludzie chorzy na bani są w słońcu mokną
Dla poczucia wyjątkowości skazują się na samotność
Niosą krzyż schodząc do klęczków co stacja
A przez łańcuchy poglądów stoją w miejscu w relacjach
Życie to plac zabaw ktoś się pojawia i znika
Zapewnia ze sięgniesz gwiazd gdy podrzuca cie na konikach
Choć na huśtawce nastrojów mój zapał zgnił
Zanim się wyhuśtam skaczę jak najdalej nim opadnę z sił
Życie to loteria a ja czasem czuję w kościach
Że niektórym dusza załatwiła je po znajomościach
Ja trafiłem trzy szóstki mogłem być jednym z piekła królów
Ale miałem kumulacje na dwadzieścia jeden gram bólu
Dalej walczę poddanie się nie jest lekiem
Odklepując mu tym samym pukasz do bram piekieł
Ludzie to kopalnie złota ja to goldminer gdy się zbliżą
Wyciągam największe bryły gdy inni z kamieni szydzą
To źródła inspiracji pięknie w nich pływać móc
Choć dla twojej dumy to na głębokie wody rzut
Pieprzę szczekać na świat w dźwiękoszczelnym kagańcu
Utonąć w basenie szczęścia co uciekło przez palce
Na próżno biec przez tunel w natarciu
W stronę światła aż przepali się żarówka w latarce
Mam głosy w głowie jak Orton czekam aż za mnie gadać skończą
Przez nie myślami czasami łapię z niebytem już łączność
Moja schiza psychoza jak w psychiatrycznych szpitalach
Mnie to nie zaskakuje już a innych z nóg zwala
Znów zadaje se psychodamage w obsesji
Moc ze straconych punktów życia przerabiam na wersy
Strefa depresji która rzeczywistość w myślach chowa
Zapraszam w podróż tam gdzie los mnie deportował
( Qnio )
www.ChordsAZ.com